Skocz do:
Blog /

Wolność i dar – czyli ewangeliczny młodzieniec w kilku odsłonach…

Wolność i dar – czyli ewangeliczny młodzieniec w kilku odsłonach… Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne.
Zachłanność i ego   Kim jest bogaty młodzieniec i czego dotyczy ten niezwykły tekst? Tajemnicza postać młodzieńca towarzyszy mi na tyle długo i wyraźnie, pozostawiając przy tym wewnętrzny ślad, że postanawiam się jej przyjrzeć i zmierzyć z jej niezgłębioną tajemnicą… Pisząc o „zmierzeniu się z tajemnicą” nie mam na myśli zrozumienia jej… Byłoby to działanie rzeczywiście karkołomne i frustrujące, a co najważniejsze – całkowicie skazane na porażkę… Dlaczego? Ponieważ nie da się zrozumieć czegoś, co można jedynie smakować poprzez własne doświadczenie, a doświadczając stopniowo odkrywać przez całe swoje życie. Jednak ta szczególna obecność jest już tak zakorzeniona i powracająca, a przy tym też i na tyle subtelna, że postanawiam napisać o niej parę słów… Kiedy czytam ten tekst, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ewangeliczny młodzieniec to typ w pełni zdeterminowany i skoncentrowany na celu: wie jak uzyskać, załatwić, wynegocjować, jest perfekcjonistą i maksymalistą… Jednak to, czego nie posiada – mając tego pełną świadomość – i co przykuwa jego ostateczną uwagę, to perspektywa życia wiecznego… Jedyna rzecz, której nie kupi, jedyna rzecz, której nie załatwi…   Życie wieczne… Któż z nas nie pragnąłby takiej pewności…? W każdym razie dla młodzieńca jest to ostateczna wartość, którą zamierza „wypracować”. Nauczony prawa. Moglibyśmy kolokwialnie rzec – nikt go nie zagnie. ;) Jego życie wytycza czarno-biały szlak ku doskonałości, który można by zamknąć w nienaruszalnych ramach wiedzy na temat tego co dobre i co złe. Wyposażony w to bezcenne narzędzie doskonale potrafi go użyć. Świadomy, co powinien czynić – czyt. robić – tylko to, co dobre i robić to jak najczęściej. I równocześnie, czego powinien unikać – oczywiście „złych” uczynków. Nieobce są mu pojęcia szacunku i posłuszeństwa. Nikogo zatem nie dziwi, że będzie wiedział, jak się zachować, kiedy spotka Mistrza… Bez wahania upadnie na twarz przed Tym, który może mu pobłogosławić i przybliżyć go do celu. Ma już za sobą i w sobie to „coś”, co nie pozwoli mu popełnić błędu podczas tego spotkania, a życie samo w sobie – jego wzloty i upadki nauczyły go pokory… To właśnie dzięki niej zrozumiał, że na sukces (jakkolwiek go definiować) trzeba ciężko zapracować…   W pierwszej chwili można by wnioskować, że jest idealnym kandydatem do szybkiego zbawienia i to w pierwszej kolejności… Ale… co tak naprawdę posiada bogaty młodzieniec poza własnym wyposażeniem na życie wieczne? I co to znaczy „mieć” w języku ewangelii? A może jeszcze inaczej można by sformułować to pytanie: Czy ten rodzaj spirit coachingu i nieustannego wysiłku, który wkłada on w to, by zaistnieć przed Bogiem to właśnie „to jedno”, co pozwoli mu na osiągnięcie życia wiecznego?   Jezus to najsprytniejszy z nauczycieli. Robi coś, co kompletnie wytrąca młodzieńca z jego dotychczasowej ustrukturyzowanej harmonii, którą buduje on „od lat swojej młodości”: odwraca jego uwagę nie tylko od celu jaki sobie wyznaczył, powodując tym samym spore zamieszanie, ale… jakby tego było mało, Jezus odwraca uwagę młodzieńca od niego samego! Od ośrodka osiągnięcia celu, tego na którym młodzieniec w stu procentach się koncentruje… Czy to nie brzmi szokująco, a nawet bluźnierczo? Słowa: Czemu nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg w kontekście, jakim był moment ich spotkania, muszą wywołać niezrozumienie, pomieszanie, frustrację. Nietrudno sobie wyobrazić, że może nawet i upokorzenie… Tyle wysiłku, tyle determinacji, takie bogactwo opcji, w których młodzieniec dokonuje radykalnego wyboru tylko tego, co może go przybliżyć do „bycia dobrym”… i taki wynik…?   ***   To bardzo ciekawe, móc zaobserwować tego rodzaju emocje… Jeśli zetknąłeś się z praktyką medytacji nie tylko za pośrednictwem mediów, książek, bądź ciekawych artykułów, to powoli do tego dochodzisz, czy nie tak? Dochodzisz do tego, że wszystko, co się wydarza w związku z pragnieniami, pożądaniem i oczekiwaniami to tylko Twój umysł. To szaleństwo, które stwarza, żąda, wyznacza granice Bogu i rozdziela… to tylko Twój umysł. Nie ma tam nic z rzeczywistego doświadczenia, które nieśmiało puka do drzwi Twojej świadomości próbując Cię obudzić…  

Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,

Wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną.

Wielkie pytanie

  Ok, niech będzie, problem ego już mamy za sobą. Powiedzmy, że został „przepracowany”. ;-) Ale jest coś jeszcze, co budzi większą ciekawość… wobec czego trudno przejść obojętnie… co z tym? Młodzieniec pyta: Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Czy to nie jest sprawa najwyższej wagi?! Pytam, a odpowiedź zostawia mnie w jeszcze większym pomieszaniu, dezorientacji… Dlaczego tyle pytań, które stawiam pozostaje bez odpowiedzi? Czy zasługuję na to milczenie Boga? Czemu to służy…?

 

Odpowiedź brzmi: nie wiem. Za tym i wieloma innymi pytaniami kryje się tajemnica, której nie da się werbalnie wyrazić… Której nie można za pomocą słów nikomu przekazać. Czy czujesz się zawiedziony/na? Proszę Cię o jeszcze chwilę cierpliwości… Ja też nie znam odpowiedzi. Ale jest coś, co zachwyca mnie w tym tekście. I są to następujące słowa: „Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego…”. W tym spojrzeniu, w którym młodzieniec doświadcza – być może po raz pierwszy w życiu – swojej własnej, świadomej obecności [świadomej, bo ukrytej w obecności Kogoś jeszcze]… wydarza się coś „nowego”…

 

Od tego momentu całe jego życie stanie się pytaniem! Ale nie będzie to już życie, w którym chodzi o właściwe i szybkie odpowiedzi, ale o to, by samemu dla siebie stać się pytaniem i w nim pozostać… [Bez odpowiedzi].

Wolność

 

Czy jesteś sobie w stanie wyobrazić, że można przekroczyć pytanie i pozostać w przestrzeni, która z czasem staje się coraz mniej niekomfortowa, coraz mniej problematyczna i frustrująca? Jeśli nie wiesz, to jest to ok… Po prostu nie wiesz. To nie znaczy, że masz się źle czuć z tego powodu, że nie wiesz. Wszystko to rodzi się z praktyki, w której jesteś coraz bardziej sobą, coraz bardziej niezależny/na, i w której zaczynasz coraz bardziej wierzyć w siebie… To nie znaczy, że jesteś egoistą, to nie znaczy, że kieruje Tobą pycha! To jedynie wyraża Twoją wiarę, że gdziekolwiek byś był, jest tam Ktoś jeszcze… Po prostu ufasz…

 

Rozwijając w sobie tę świadomość i pogłębiając ją, po jakimś czasie odkryjesz, że milczenie Boga jest żywym znakiem tajemnicy, którą nosisz w sobie, a cierpliwość wobec Niego, to wyzwanie codziennego umysłu. Umysłu otwartości i wolności, którą gwarantuje Ci Wielkie Pytanie. Bo jeśli porzucisz pytania, na które nie ma odpowiedzi lub zadowolą Ciebie te z rodzaju łatwych i szybkich… wtedy zostanie Ci tylko kilka opcji w twoim życiu, zależnych od „twojej” wiedzy. Ale mądrość, która płynie z otwartego umysłu to nie wiedza! Jeśli zachowasz pytanie – masz dostęp do tej wolności, która jest za darmo… Tam wiele może się wydarzyć. Otwarty umysł pytania pozwala, by dać się zaskoczyć Rzeczywistości przez duże „R”. Pozwala uczynić ten szokujący i radosny zarazem krok w przód – w stronę własnej wolności.

 

Idź, sprzedaj wszystko co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w Niebie…

 

Porzucić wszystkie „posiadłości”, które – tak naprawdę – tylko przeszkadzają na drodze do pełnego i świadomego życia… Czym są posiadłości? Sam doskonale znasz odpowiedź – cały Twój pakiet na życie wieczne – wszelkie wysiłki ego wkładane w to, by zaistnieć przed tajemniczą, niewidzialną, absolutną Obecnością, wszystkie te starania, które podpowiadają, by gdzieś nieudolnie, w ukryciu rzeźbić okruchy własnej doskonałości… Jakież to smutne. Bogaty młodzieniec też spochmurniał i odszedł. Ale pocieszające być może jest to, że to jednak łatwiejsze… O ileż łatwiej jest osiągać i zasługiwać, niż przyjąć prawdę o tym, że Obraz Żywego Boga po prostu jest w nas… Niezależnie od wysiłków, niezależnie od tego, czy w to wierzysz, czy nie i czy w danym momencie jesteś tego świadomy.

 

Porzucić wszystko, i to w jednym momencie to…

 

…zaufać tej Rzeczywistości na tyle, by spojrzeć z dystansu na moje dotychczasowe, do krwi bronione przekonania, idee, sądy… Idee na temat tego co dobre, a co złe… Przekonania co do tego, kogo należy uniewinnić, a kogo skazać… Nieważne – polityka, sąsiada, trudną miłość… To doświadczenie pozwala też spojrzeć z dystansu na wyobrażenia Boga, które w sobie noszę „od lat mojej młodości”, pozwala by te wyobrażenia stopniowo, ale i nieodwracalnie zastępować Żywą Obecnością… Tego, który Jest…

 

To pytanie jest dla mnie jak mantra, dlatego zadaję je sobie wciąż na nowo: Czemu nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Dlaczego to robię? Bo pozwala mi wrócić do tej pierwotnej jakości mojego umysłu, w której nie ma „posiadłości”, za to jest pustka i świadomość, że to, co wiem nie równa się temu, jak jest… A pytanie o to, Jaki jest zastępuje świadomość, że On tam po prostu jest.

Tam to znaczy gdzie? Czy jesteś w stanie to zobaczyć? Wskazać… nakreślić granice Bożej Obecności…?

 

Odpowiedź jest tuż przed Tobą…

 

Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie i nie powiedzą, oto tu jest, albo tam.

 

Albowiem królestwo Boże pośród was jest.

napisz komentarz
Secured By miniOrange