
31/07/2017 22:17:50
„Święty Benedykt pisze na początku swojej reguły zakonnej: Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń ku nim ucho swego serca. W tradycji zakonnej nazywa się to habitare secum, czyli zamieszkać ze sobą w obliczu Najwyższego, wejść na drogę słuchania serca, żeby odkryć, kim się jest naprawdę. Tego dzisiaj kompletnie nie ma. Żyjemy pod ogromną presją aktywności – czytania, słuchania, dzwonienia, robienia. Nikt nie potrafi się zatrzymać, żeby po prostu być, bez dodatkowych impulsów z zewnątrz. Stymulacja cywilizacyjna jest tak ogromna, że w chwili, kiedy zabrakłoby bodźców, dla wielu byłby to koniec świata. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby na dłużej wyłączyć prąd. Ludzie wpadliby w panikę, bo nie wiedzieliby, jak się zachować.
Są uzależnieni od elektryczności?
Nie, nie umieją być sami ze sobą.
No dobrze. Pobędę sobie w ciszy, pomedytuję przez kilka dni, na przykład u benedyktynów. Odpocznę i nabiorę dystansu do życia. I zaraz po powrocie do domu z nową siłą rzucę się w wir obowiązków.
Uważa się, że dla zdrowia psychicznego i higieny wewnętrznej powinniśmy co jakiś czas wyłączyć się z aktywności. W pewnym sensie jest to dobre, bo ludzie rzeczywiście czują potrzebę odpoczynku. Natomiast jeżeli mówimy o głębszym wymiarze milczenia, które ma być spotkaniem z Bogiem, to nie wystarczy wyciszać się co jakiś czas i na jakiś czas. Tu chodzi o przyjęcie pewnego stylu życia. I to wcale nie oznacza, żeby zrobić z siebie samotnika i milczka w mieście, tylko umieć mądrze funkcjonować w tym, co oferuje świat.
Mądrze, czyli jak?
Na co dzień działamy na zasadzie bodźca i reakcji. Otwieramy rano oczy i zaczyna do nas docierać mnóstwo wrażeń ze świata. Odruchowo na nie reagujemy i nie ma czasu, żeby się zastanowić, co tak naprawdę jest we mnie. Jakie mam myśli, jakie plany na dziś, co mi się śniło, czym się karmię, jakie są moje wartości i cele, czego bym chciał, a czego chcę unikać. To wszystko następuje na zasadzie odruchów i nawyków. Tak mija dzień, kończy się i zaczyna kolejny. Pęd, w którym trudno jest powiedzieć, co się jadło na obiad, nie mówiąc już o tym, jak to smakowało. Gubimy się. I nie ma innej drogi, żeby zobaczyć, kim się jest.
No kim? Jestem mężczyzną, mam 185 centymetrów wzrostu, ciemne włosy, mieszkam w Poznaniu. Taki jestem. Każdy wie, kim jest. O co jeszcze chodzi?
Wchodząc w ciszę, świadomie zatrzymujemy galopujący umysł, który produkuje milion myśli w różnych kierunkach. Bardzo trudno jest go poskromić, dlatego na co dzień szukamy różnych aktywności, bo wtedy jest łatwiej. Zajmujemy nimi swoją uwagę. Natomiast przyglądanie się własnym myślom pokazuje, co nas karmi. Czemu poświęcamy najwięcej energii w życiu. Zaczynamy mieć coraz więcej kontaktu z tym, co się pojawia nie tylko w naszych uczuciach, ale i w naszej pamięci. Widzimy życie nie jako migawkę, która jest pomiędzy jednym impulsem a kolejnym, tylko jako pewną całość i historię, którą Bóg chce pisać z nami. To jest stara zasada gnothi seauton – poznaj samego siebie, nie poprzez studia nad psychiką, tylko poprzez zatrzymanie i przyjrzenie się temu, co masz w środku”.
„Wielkie ucho”, fragment rozmowy Ryszarda Bieleckiego OP z Maksymilianem Nawarą OSB, zamieszczonej w miesięczniku „W drodze”, nr 528 (08/2017),