Skocz do:
Blog /

Technika, ucieczka, recepta?

Technika, ucieczka, recepta?

Prowadzenie sesji medytacyjnych i rozmowy z ludźmi zainteresowanymi medytacją ukazują, jak wiele mitów funkcjonuje na jej temat. Niektóre są wprost wyrażane, inne ukryte są pod subtelną warstwą oczekiwań, jeszcze inne ujawniają błędne rozumienie praktyki.

Przyjrzymy się niektórym, często występującym, medytacyjnym mitom. Odniesiemy się do nich od strony negatywnej, odpowiadając na pytanie: czym chrześcijańska medytacja nie jest? Mamy tu na myśli nurt medytacji niedyskursywnej.

 

Nie jest ucieczką od rzeczywistości

Wręcz przeciwnie. Medytacja prowadzi do rzeczywistości i osadza w teraźniejszości. Ułatwia samopoznanie – tego co „nosimy” w sobie (myśli, emocje, pragnienia). Odziera ze złudzeń i fantazmatów. Pogłębia kontakt z samym sobą.

Ułatwia również stanięcie twarzą w twarz z codziennością i jej wymaganiami. Nie oddziela od kłopotów, wytwarzając np. jakieś sztuczne euforyczne stany. Nie jest jeszcze jednym odkurzaczem – tyle że znacznie mniej destrukcyjnym niż np. używki – po który można sięgnąć, by „odlecieć”.

Jeśli medytujący odczuwa radość, medytuje jako radosny człowiek. Jeśli odczuwa ból, medytuje jako obolały człowiek. W każdej sytuacji buduje swój wewnętrzny silny ośrodek, nieutracalny dom: serce-umysł, które trwa w miłującej obecności przed Bogiem, niezależnie od okoliczności; pomaga akceptować wyzwania i z nimi się zmagać.

Jako praktyka duchowa, która jest przenoszona w życie, medytacja wskazuje na potrzebę właściwego działania w określonych sytuacjach. Podział w rodzaju „tu jest moja medytacja” a „tam rzeczywistość mojego życie” jest istotnym błędem osób podążających ścieżką medytacji.

 

Nie jest receptą na rozwiązanie problemów

Trudności życiowe potrafią być katalizatorem i wywołać zainteresowanie medytacją. Nie ma w tym nic złego. Któż ostatecznie nie doświadcza bólu istnienia, szukając natchnienia czy siły do jego przezwyciężenia w praktyce duchowej. Każdy moment jest dobry, by zacząć medytację – zwłaszcza, gdy odsłania się w sercu-umyśle tęsknota za Niestworzonym.

Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy ktoś traktuje medytację użytecznościowo – jako receptę na rozwiązanie problemów: „Wszystkiego już próbowałem…. Idę do medytacji, bo mi się w życiu nie układa”. Motyw jako motyw. Jeśli nie zostanie przemieniony, wyrastając z istoty medytacji, trudno o wytrwałość w praktyce. Pojawi się rozczarowanie.

Medytacja to nie magiczna recepta na uzdrowienie życia w jego różnych dysfunkcjach. Problemy życiowe należy rozwiązywać tam, gdzie się pojawiają i adekwatnie do wymaganych środków. Jeśli np. ktoś zmaga się z problemami finansowymi czy toksycznymi relacjami w pracy, to dzięki samej medytacji ich nie rozwiąże.

Niemniej wspiera ona tego rodzaju procesy przemian i może dodać siły do ich urzeczywistnienia. Medytacja buduje np. cierpliwość, dyscyplinę, koncentrację, uczy dystansu – a to są pomocne życiowo cnoty i postawy.

 

Nie czyni nikogo świętym

Istnieje tendencja do idealizowania tego, kto medytuje, że będzie osobą bezbłędną, bezgrzeszną, świątobliwą. Dotyczy to zwłaszcza liderów i nauczycieli jakiejkolwiek zresztą praktyki duchowej. Projektuje się na nich własne odrealnione wyobrażenia i oczekiwania.

Nie istnieje żaden automatyzm w stylu: medytuję – staję się świętym. Niewątpliwie jednak świadectwo wielu świątobliwych osób – niezależnie w jakim okresie historycznym żyli – ukazuje, że każda szczera praktyka duchowa wspiera w dążeniu do świętości. Podobnie jest z medytacją.

Znamy przecież świętych, którzy praktykowali medytację niedyskursywną (np. św. Jan Kasjan, św. Grzegorz Palamas). Powtarzanie krótkiej formuły modlitewnej było np. receptą na pokonanie logismoi – myśli namiętnych, które są źródłem grzechów głównych.

Dzięki praktyce łatwiej nieść rozmodlone serce-umysł w relacje międzyludzkie, co stanowi dobry punkt wyjścia do pielęgnowania chrześcijańskich cnót: miłości, przebaczenia, opanowania czy bezinteresowności. Poznając i akceptując podczas medytacji siebie, własne słabości, ukryte egoistyczne motywy a następnie przepracowując je, mamy większą zdolność, by w codzienności właściwie myśleć, mówić i działać.

Poza tym medytacja uczy porzucania tego, co stworzone, uwalniania od samego siebie i kierowania całego serca-umysłu ku Niestworzonemu. A to oznacza praktyczne urzeczywistnianie pierwszego przykazania miłości Boga.

 

Darek Hybel

fragment tekstu, który ukazał się w najnowszym numerze „Medytacji”

napisz komentarz