
06/08/2018 21:54:27
Na zakończenie sesji medytacyjnej 16 – 22 lipca 2018 roku podczas ceremonii koła podzieliłem się swoim doświadczeniem medytacji z chorymi na stwardnienie rozsiane.
Otóż niedaleko Szczecinka, gdzie mieszkam, w miejscowości Borne Sulinowo, znajduje się Centrum SM – Centrum Rehabilitacji Chorych na Stwardnienie Rozsiane. Dyrektorem Centrum jest mój przyjaciel, lekarz neurolog, Mariusz Kowalewski. Mariusz wiedział o mojej praktyce medytacji i kilku lat temu sam zaczął medytować..
Trzy lata temu wędrowaliśmy razem z Oviedo do Santiago de Composteli i tam padł z jego strony pomysł medytacji z chorymi w Centrum. Pomysł był wynikiem wielu lektur o „zbawiennym” wpływie medytacji na ludzi borykających się ze stresem i depresją, wynikającą z choroby. Z początku wzbraniałem się, ale kiedy jesienią 2016 roku przeszedłem na emeryturę, pomyślałem sobie, że może warto coś dać innym.
I od marca 2017 zaczęliśmy.
Turnus rehabilitacyjny trwa 4 tygodnie i uczestniczy w nim 50 osób. W każdy piątek o godz 19.00 spotykamy się na 45 – 50 minut. Spotkania nie są obowiązkowe. Na pierwsze spotkanie przychodzi zwykle około 20 osób. W kolejne piątki grupa „maleje” i do ostatniego spotkania dociera od 5 do 10 osób. Są to osoby, dla których medytacja, nawet jeśli jej regularnie nie praktykują, nie jest czymś nowym.
Każde spotkanie wygląda mniej więcej tak: najpierw jest 15 minutowy wstęp o różnych znaczeniach słowa medytacja, a w szczególności o tej, którą tutaj chcemy zaproponować.
Medytacja kojarzy się najczęściej z rozmyślaniem nad jakimś przedmiotem lub tekstem, gdy intelekt i dyskurs są na pierwszym planie, gdzie dominują obrazy i wyobrażenia, gdzie myślenie jest wiodące i najważniejsze. Medytację taką nazywamy przedmiotową.
Natomiast medytacja, którą tutaj proponujemy nie jest myśleniem, a jest obecnością.
Tę obecność można rozumieć naturalnie albo religijnie.
W naturalnym rozumieniu medytacji jako obecności, skupiam się na oddechu, który niejako zakotwicza mnie w moim „tu i teraz”.
Natomiast w religijnym znaczeniu medytacji, na oddech „nakładam” formułę: Imię Jezus, wypowiadane bądź jednym słowem „Jezus”, bądź w postaci Modlitwy Jezusowej: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”. Może to być także jakieś inne słowo o głębokiej treści religijnej, które w rytm oddechu powtarzamy, ale nad którym nie rozmyślamy.
Medytacja staje się wtedy modlitwą, świadomym i miłosnym trwaniem przed Bogiem, moją obecnością przed Obecnością pisaną przez duże „O”. W tej części wprowadzającej jest też kilka uwag dotyczących postawy ciała i oddechu.
Następnie siadamy na 12 minut.
Potem jest czas na rozmowę, na dzielenie się swoimi uwagami. W tej części mówimy razem z Mariuszem o pozytywnych skutkach medytacji. Mówimy np. o plastyczności mózgu, o tym, że uszkodzone neurony, odpowiedzialne np. za SM, mogą się odtwarzać. Mówimy o tym, że badania eksperymentalne różnych grup ludzi praktykujących medytację, czy to w postaci świadomego oddechu, czy medytację opartą na powtarzaniu prostego wezwania, wykazały jej dobroczynny wpływ na życie ludzkie, tak samo pod względem psychicznym, jak i fizycznym, że jest stosowana z powodzeniem w psychoterapii, jako środek na przezwyciężenie własnych zahamowań, lęków, depresji, że redukuje stres, że uspokaja, że wpływa na wzmocnienie osobowości, pomaga w zasypianiu.
Natomiast medytacja praktykowana w kontekście religijnym jest modlitwą.
Zachęcamy pacjentów, aby do następnego spotkania w kolejny piątek, sami znaleźli czas na taką medytację, a po powrocie do domu kontynuowali praktykę. Mówimy, że to wszystko nie jest łatwe, że potrzebna jest determinacja, że potrzeba odwagi, by zacząć, a potem wytrwałości, by codziennie siadać do medytacji. Sięgamy także do książek, np. do „Sztuki codziennego życia” o. Jana Berezy i zaskakujemy pacjentów, że medytować można przy obieraniu ziemniaków lub myciu naczyń.
Nie jesteśmy nauczycielami medytacji, ale dzielimy się czymś, co sami od wielu lat praktykujemy i co określa naszą duchowość. Ciekawe są powtórne spotkania z pacjentami, którzy korzystając z możliwości dwukrotnej refundacji w ciągu roku przez NFZ przyjeżdżają do Centrum. NFZ refunduje koszty pobytu w jego części medycznej, natomiast koszty związane z wyżywieniem i spaniem pokrywa pacjent.
Wtedy pytamy ich, czy medytowali w domu. Różnie to bywa, ale ich obecność na naszych spotkaniach świadczy o tym, że są zainteresowani praktyką medytacji.
W lipcu 2017 r. i w maju br. w turnusach uczestniczyła Małgosia S., Polka, od wielu lat mieszkająca w Indiach. Opowiadała nam o swojej praktyce jogi,.
Na jednym z pierwszych naszych spotkań poznałem Krzyśka D. ze Szczecinka, który od wielu lat regularnie medytuje. Odwiedzam go często w domu. Nasze godzinne spotkanie to: 10 min. towarzyskiej rozmowy, potem 25 min. medytujemy i na koniec pozostaje nam kwadrans na wypicie kawy.
Zobaczymy na ile starczy nam sił, by kontynuować spotkania z pacjentami. Mariusz mówi, ze nawet dla jednej osoby warto to robić.
Antoni Troinski