Skocz do:
Praktyka  / 

Wprowadzenie

Wprowadzenie Oddychać Imieniem -
rzecz o modlitwie serca

ojciec Maksymilian Nawara OSB
Człowieka wierzącego nie trzeba przekonywać o konieczności modlitwy. Nie tylko dlatego, że słyszał już setki razy o tym, że trzeba się modlić, ale także dlatego, że - bardziej lub mniej - czuje, iż modlitwa jest podstawową potrzebą ludzkiego serca. Można na tę potrzebę reagować okazjonalnie: kiedy „źle się dzieje”, lub „gdy jest nam dobrze”. Można też podjąć decyzję, że „chcę się modlić”, niezależnie od wszystkiego. Często jednak pojawia się problem - „chcę, ale nie za bardzo wiem jak”. Modlitwa kojarzy się nam z czymś żmudnym, trudnym, a nawet nudnym.

Spotkanie z Bogiem bardzo często jest odbiciem naszego życia. W życiu mamy tyle różnych, bardzo ważnych rzeczy do zrobienia, tyle musimy osiągnąć i wypracować. Na modlitwie chcielibyśmy robić dokładnie to samo. W myśl zasady: „im więcej, tym lepiej”, mnożymy zewnętrzne formy, z nastawieniem na konkretny zysk. Co zrobić, żeby modlitwa nie była wyliczaniem kolejnych formułek, a stała się integralną cząstką mnie samego? Żeby przeniknęła moje życie? Ten problem nurtował chrześcijan już od samych początku. Właśnie dlatego św. Paweł w Liście do Tesaloniczan wzywa chrześcijan, aby modlili się nieustannie (por. Tes 5, 17). Ale co to znaczy? Wielu mnichów i wielu ludzi świeckich nie mogło znaleźć właściwej odpowiedzi na te pytania. W końcu jako odpowiedź pojawiła się konkretna „praktyka duchowa”.

 

Modlitwa powtarzana

Czytanie Pisma Świętego (lectio divina) było, i nadal jest, podstawową duchową praktyką mnichów. Nie było to jednak „czytanie” w naszym dzisiejszym rozumieniu. Dzisiaj, kiedy czytamy, „przemyśliwujemy” słowa, rozważamy je, szukamy ich znaczenia. Wydaje nam się, że im więcej rzeczy jesteśmy w stanie wymyślić podczas naszego czytania, tym jest ono lepsze. Dla Ojców Pustyni czytanie duchowe było raczej przebywaniem ze Słowem Bożym, przeżuwaniem Słowa, niż myśleniem o nim. Dlatego uczyli się oni wielu fragmentów Pisma Świętego na pamięć i po prostu je powtarzali. Powtarzając pozwalali Słowu zamieszkać we wnętrzu ich samych. Nasiąkali Słowem, jak gąbka nasiąka wodą. Te fragmenty naturalnie się skracały. Z czasem zaczęły przyjmować formę jedno- lub kilkuzdaniowych krótkich modlitw – dziś nazwalibyśmy je aktami strzelistymi. Tak zrodziła się modlitwa jednozdaniowa (monologiczna). Formuła (jedno zdanie lub wyraz) stała się refrenem, który był powtarzany przez cały dzień. Nie chodziło jednak o mechaniczne powtarzanie, ale raczej o „modlitwę serca”. Nie chodziło o rozmyślania i analizy, ale raczej o przebywanie „przed obliczem Boga”, o całkowite skupienie na Jednym – na samym tylko Bogu. Mnisi szukali takich zdań w Piśmie Świętym, które same z siebie stanowiły modlitwę. Na przykład słowa Celnika: O Boże miej litość dla mnie grzesznika (Łk 18, 13), lub te ślepego żebraka spod Jerycha: Jezusie Synu Dawida, ulituj się nade mną (Mk 10, 47). Słowa te stopniowo przybrały kształt formuły Modlitwy Jezusowej: „Panie Jezu Chryste Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem” lub „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”. Powtarzanych formuł było wiele, jednak w bardzo krótkim czasie to właśnie formuła Modlitwy Jezusowej zdobyła największą popularność. Św. Jan Kasjan, mnich, który w IV wieku spędził wiele lat w pustelniach Egiptu – gdzie od Ojców Pustyni przejął tradycję modlitwy monologicznej („modlitwy jednego słowa”), by ją później przekazać mnichom Zachodu – tak streszcza swoją naukę o medytacji: Niech dusza nieustannie trzyma się bardzo krótkiej formuły, aż wzmocniona nieprzerwanym i ciągłym jej medytowaniem, porzuci bogate i rozległe myśli i zgodzi się na ubóstwo ograniczając się do jednego wersetu (…) W ten sposób nasza dusza dojdzie do modlitwy bez skazy, gdzie umysł nie zajmuje się już postaciami wyobraźni, nie wymawia nawet głośno słów, nie zatrzymuje się nad sensem wyrazów, lecz gdzie serce płonie ogniem, pełne jest niewysłowionego zachwytu, a w duchu panuje nienasycone pragnienie (Jan Kasjan, Rozmowy z Ojcami, Źródła monastyczne 28, wyd. Tyniec, Kraków 2002, s. 437 i 440). A Św. Jan Klimak nauczał: Niech wspomnienie Jezusa złączy się z każdym twoim oddechem. Jak bowiem kropla wody żłobi kamień, nie siłą uderzenia, lecz częstotliwością spadania, tak modlitwa przenika do serca. W uważności na słowo modlitwy, na obecność, w ciągłym powracaniu do wezwania i ciągłym zaczynaniu od początku bardzo pomaga postawa ciała.

 

Oddech i prosty kręgosłup

Oddychanie jest czymś tak naturalnym, że nie zwracamy na nie uwagi. Jednak prawdą jest, że każdy człowiek wziął kiedyś pierwszy wdech, co równało się z wejściem w ten świat. Otrzymał życie od Boga. Za każdym razem, kiedy wdycha powietrze, otrzymuje ten dar życia raz jeszcze. Przy końcu ziemskiego biegu nastąpi ostatni wydech, co będzie równało się z oddaniem życia Bogu. Można zatem powiedzieć, że życie to oddech. Natomiast „imię” w tradycji judeochrześcijańskiej oznacza „obecność”. Znać kogoś z imienia, to znać jego istotę, esencję osoby. Dlatego Mojżesz pytał Boga o imię i dlatego imię w wielu miejscach Pisma Świętego jest tajemnicze, a drugie przykazanie brzmi: Nie wzywaj Imienia Pana Boga na daremno. Zatem niech wspomnienie Imienia Jezusa, będzie obecne w każdym naszym wdechu. Za każdym razem, kiedy wdychamy powietrze, otrzymujemy oddech życia. Stajemy w obecności Bożej. Przyjmujemy. Kiedy wydychamy powietrze, oddajemy Panu wszystko, co w nas jest, mówiąc po prostu: „zmiłuj się nade mną”. Na przykładzie formuły Modlitwy Jezusowej możemy powiedzieć, że modlitwa monologiczna ma dwie części: wdech (wezwanie) – Panie Jezu Chryste (Synu Boży); wydech (wyznanie) – zmiłuj się nade mną (grzesznikiem). To jednak nie wszystko. Trudno bowiem utrzymać należną modlitwie uwagę, jeśli np. człowiek siedzi w wygodnym fotelu lub krześle. Sami doświadczamy, że często kończy się to drzemką lub marzeniami. Tymczasem dla Ojców Pustyni modlitwa (proseuche) i uwaga (prosoche), są nierozerwalnie ze sobą związane. Postawa z prostym kręgosłupem, krzesło bez oparcia, małe krzesełko modlitewne lub poduszka okazują się tutaj dużą pomocą w utrzymaniu uwagi. Siadamy więc i delikatnie łączymy modlitwę z oddechem, po prostu nieustannie wracając do chwili obecnej, poprzez ciągłe powtarzanie wybranej formuły. Pojawiają się myśli. Doświadczamy tego już po kilku minutach. Nasz umysł wędruje w tysiące kierunków, a my za nim podążamy. To wędrujemy ku przyszłości, to powracamy do przeszłości. Jesteśmy jak uczniowie w drodze do Emaus. Rozmawiają oni „o tym co zaszło” i zastanawiają się „nad tym, co będzie”. W efekcie są nieobecni, są poza chwilą obecną i nie rozpoznają Pana, który idzie z nimi. Jeśli zauważymy, że myślimy o tym, co widzieliśmy lub słyszeliśmy lub snujemy plany odnośnie przyszłości, swojej lub kogoś innego lub czekamy na zakończenie modlitwy – po prostu łagodnie powracamy do formuły modlitewnej. Nie poszukujemy głębokich intelektualnych olśnień, ani niczego nadzwyczajnego. Centrum i wszystkim jest Jezus – Jedyny „zawsze i w pełni Obecny”.

 

Prostota i ubóstwo

Formuła jest jak kotwica, która kotwiczy nas w chwili obecnej. Bóg jest w chwili obecnej. On nie jest w przyszłości, ani w przeszłości. On jest tutaj, teraz i chce być z nami właśnie tu i teraz. Im częściej wracamy do formuły, tym dłuższe stają się chwile, kiedy pozostajemy uważni i skupieni. To jak spadanie kropli na kamień. Ta medytacja jest prostą, ubogą modlitwą, w której chodzi o obecność człowieka wobec Tego, który jest. Nasza zgoda na „ubóstwo” środków, wyrazu na modlitwie, zalecane przez Ojców Pustyni, może stać się znakiem gotowości do oddania kontroli nad naszym życiem i całkowitego powierzenia się Bogu, o którym każdy z nas może przecież powiedzieć: Przenikasz i znasz mnie Panie, Ty wiesz kiedy siadam i wstaję (…). Zanim słowo się znajdzie na moim języku, Ty Panie znasz je w całości (Ps 139). Kiedy wracamy nieustannie do formuły, rezygnujemy ze swoich planów, fantazji, ze swoich pomysłów, ze swojego czasu, to oddajemy swoje życie Bogu. Sekunda po sekundzie. Właściwie praktykowana modlitwa chrześcijańska ma prowadzić do tego, aby On wzrastał, a ja się umniejszał (J 3,30).

 

Medytacja dla każdego?

Tak rozumiana medytacja chrześcijańska jest najprostszą formą modlitwy kontemplacyjnej, wprowadzającą medytującego w odbywający się bez myśli i obrazów stan trwania przed Bogiem. Katechizm Kościoła Katolickiego nazywa to, za św. Janem od Krzyża, „modlitwą milczącej miłości”, zaznaczając, że w tego rodzaju modlitwie słowa nie mają charakteru dyskursywnego, lecz są niczym iskry, które zapalają ogień miłości (KKK 2717). Ta tradycja medytacji chrześcijańskiej, przekazywana przez prawie dwa tysiąclecia głównie w klasztorach, po Soborze Watykańskim II została przyswojona również przez modlitewne ruchy ludzi świeckich. Kardynał Josef Ratzinger w liście „O niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej” wskazał, że: medytacja chrześcijańska jest tą formą modlitwy, która w ostatnich latach budzi coraz większe zainteresowanie (…). Dzisiaj wielu chrześcijan gorąco pragnie nauczyć się autentycznej i pogłębionej modlitwy, chociaż współczesna kultura ogromnie utrudnia zaspokojenie odczuwalnej przez nich potrzeby ciszy, skupienia i medytacji. Jak gdyby w odpowiedzi na tę potrzebę, od 20 lat w klasztorze Benedyktynów w Lubiniu istnieje Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej (www.lubin-medytacje.pl), w którym przekazywana jest praktyka tej formy modlitwy. Co miesiąc w klasztorze organizowane są trzydniowe sesje medytacyjne, które gromadzą każdorazowo około 30 osób. Uczestnicy zachowując ciszę, dzielą czas na modlitwę Liturgii Godzin z mnichami, około pięć godzin medytacji dziennie, około dwie godziny pracy fizycznej. Z doświadczenia wspólnych medytacji w lubińskim klasztorze wyrosła Lubińska Wspólnota Grup Medytacji Chrześcijańskiej. Skupia ona grupy medytacyjne z całej Polski, działające obecnie w kilkunastu miastach, dla regularnej wspólnej praktyki modlitwy w ciszy. Poza tym w Polsce działa także Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM) prowadzona przez o. Laurence Freemana OSB (zob. www.wccm.pl).

 

Wiele dróg

Św. Bazyli Wielki napisał: Szukaj Boga i przywołuj Go całym sercem, a znajdziesz Go. Istnieje wiele możliwości spotkania z Bogiem – Modlitwa Jezusowa jest tylko jedną z nich. Kluczem do odkrycia własnego sposobu jest rozeznanie, do jakiego rodzaju modlitwy jesteś powołany. Jestem głęboko przekonany, że Pan Bóg wzywa nas nie tylko do modlitwy w ogóle, ale do konkretnej jej formy. Jedni odkrywają swoją drogę w ruchach charyzmatycznych, inni w różańcu, inni w rozmyślaniu, a jeszcze inni w formie medytacji, tutaj pokrótce scharakteryzowanej. Jeśli chcesz się modlić i poszukujesz ciągle „swojego” sposobu, może medytacja chrześcijańska jest odpowiedzią. Jeśli odkryłeś już „swoją” modlitwę – wytrwaj! Nawet, jeśli nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, Duch Święty przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8, 26). On jest tym, który daje nam dar modlitwy nieustannej. My powinniśmy „tylko” na niej wytrwać.

ojciec Maksymilian Nawara OSB

 

Secured By miniOrange